- Jakie są cechy charakterystyczne sposobów działania administracji na
Bałkanach?
Same idee modernizacji, europeizacji, inicjatywy
obywatelskiej – wreszcie, myśl o możliwości powstawania samodzielnego, sprawnie
funkcjonującego państwa na Bałkanach zaczęły się rozpowszechniać dopiero od
połowy XIX wieku. Ponadto, postulaty oświecenia dochodziły nie tylko z
opóźnieniem, lecz były natychmiast interpretowane i pojmowane w kategoriach
wyzwolenia i postępu narodowego, czyli zostały one od razu podporządkowane w
skali wartości etnicznych.
Powyższe zjawiska pomagają zrozumieć dlaczego,
zaraz po utworzeniu młodych tradycji państwowych na Półwyspie, w tych nowych
księstwach lub królestwach następowała fala szczerego, głębokiego rozczarowania
według formuły: Mamy własne państwo, lecz
nie tak sobie wyobrażaliśmy sprawę. W moim ujęciu przyczyna takiej reakcji
szerokich warstw społeczeństwa tkwi w gorzkim fakcie odczuwania pewnego rodzaju
zdrady rodaków; czyli w warunkach
państwa narodowego każdy człowiek przekonywał się bezpośrednio, że
niesprawiedliwości w życiu prywatnym i publicznym nie są spowodowane polityką
lub administracją osmańską, a wręcz przeciwnie: to twoi rodacy dzisiaj zajmują
pozycje w urzędach, tworzą ustawy i rozporządzenia, zbierają podatki. Owszem, terminy
korupcja i nadużycie jeszcze nie były obecne w słowniku obywatelskim, bo nadal
aktualne pozostawały pojęcia z miejscowych języków, znajdujących się pod
potężnym wpływem tureckiego (np. kelepir
– w zn. ‘wygoda’, ‘nieuczciwy zysk’; hajdutłuk
– w zn. ‘kradzież’, ‘rabownictwo’; miskinin
– ‘podły człowiek’).
Rzecz jasna, w takim kontekście koncepcja
administracji nabrała jednoznacznie negatywnego znaczenia. Z jednej strony,
młode państwowe administracje na Bałkanach odziedziczyły funkcje osmańskich
urzędów ze wszystkimi konotacjami orientalnego, imperialnego i beznadziejnie
zacofanego systemu quasi-sprawiedliwości. Z drugiej zaś strony utwierdzało się
przekonanie, że każde państwo (i osmańskie, i narodowe) i jego organy to
instrumenty przemocy, legalnego nadużycia, a w najlepszym przypadku są ścieżką
do indywidualnego wzbogacania się[1].
Niestety, cały XX wiek nie przyczynił się do
gruntownej przemiany myślenia o administracji publicznej. Częste wojny, kryzysy
gospodarcze, komunizm, korupcja na różnych szczeblach podtrzymywały sposoby
postrzegania urzędów państwowych lub lokalnych jako strefy bez wpływu na
polepszenie życia zbiorowego. Życie publiczne a prywatne (rodzinne) były w
rzeczywistości dwiema różnymi, często antagonistycznymi strefami. Kontakt z
administracją zdecydowanie wiązał się z niechęcią i nieprzyjemnością dla
zwykłego obywatela. Nawet po zimnej wojnie, w warunkach dążenia i w konsekwencji
wkroczenia do Unii Europejskiej w XXI wieku, pojmowanie administracji w
negatywnych kategoriach pozostaje charakterystyczną cechą mieszkańca Bałkanów. O
potwierdzeniu tego faktu świadczą nie tylko literatura i kino. Wystarczy poczytać
obecną prasę online w językach bułgarskim, serbskim, macedońskim, rumuńskim, greckim,
albańskim, aby uświadomić sobie, jak głębokie jest przekonanie, że administracja
tak naprawdę jest pewnego rodzaju nieuniknionym złem, i że jej funkcją jest
przeszkadzać, utrudniać i pobierać pieniądze obywatelom. Stąd wynikają i w
pełni uzasadnione podejrzenia wobec organów administracji europejskiej.
Na bazie europejskich środków po 2010 roku
dokończono kilka projektów drogowych, w tym kluczowych autostrad, co pozwoliło
byłemu premierowi, Bojko Borisowowi wielokrotnie twierdzić publicznie, że to on buduje autostrady, jakby z własnej
decyzji i z własnych środków. Rodzi się więc logiczne pytanie: czy instytucje
UE, które niewątpliwie prowadzą monitoring całego procesu, mogą tolerować taki
jednoosobowy PR kosztem unijnych środków? Owszem, społeczeństwo narodowe
powinno własnymi siłami uregulować sytuację i usankcjonować polityka. Ale
istnieje też odwrotna strona medalu: skoro Unia nie reaguje na takie zachowanie
Pana Premiera i nadal finansuje projekty bałkańskiego rządu, to raczej wskazane
czynności wykonywane są zgodnie z regułami europejskimi, więc obywatel
bułgarski nie ma na co narzekać. Przykłady można mnożyć, ale nasuwa się tutaj
przejrzysty wniosek: albo organy europejskie nie posiadają dobrych instrumentów
do kontroli publicznych środków, albo miejscowi politycy są tak sprytni, że
mogą bezkarnie wydawać unijne środki pod etykietą własnej inicjatywy. Czy w takich warunkach można spodziewać się
wysokiego stopnia zaufania do europejskiej administracji, albo czy warto kłaść
jakiekolwiek nadzieje na figurę miejskiego ombudsmana?
Odpowiadając konkretnie na pytanie Jakie są cechy charakterystyczne sposobów działania administracji na
Bałkanach?, wydaje mi się, że niezaprzeczalną jej cechą to dwoistość: pomiędzy
zasadami i praktykami instytucji Unii Europejskiej, a lokalnymi tradycjami, w
których nadal panuje przekonanie państwo
– wróg. Można na przykład długo się zastanawiać, z jakich powodów digitalizacja
usług urzędowych w państwach bałkańskich toczy się tak długo?
- Czy mógłbyś opowiedzieć o jakimś bułgarskim przykładzie osadzenia akcji
literackiej w administracji publicznej?
Wspaniałe to pytanie, jednak nie mogę sobie
przypomnieć takiego utworu. Ale dopiero po przeczytaniu tego pytania
uświadomiłem sobie, jak przestrzeń urzędu administracji okazuje się mało
atrakcyjna dla akcji w utworze literackim. Ha, przynajmniej w tym przypadku
wyobraźnia artystyczna nie kusi się sięgać do toposów nowożytnej nudy!
Inaczej toczy się sprawa z bohaterami literackimi.
Jeszcze pod koniec XIX wieku pojawiły się postacie i związane z nimi pojęcia,
które do dzisiaj funkcjonują jako uosobienia mentalnego toposu administracji po bałkańsku. Słynny
felietonista i prawnik Aleko Konstantinow, twórca przysłowiowej postaci-symbolu
negatywnej bułgarskości Baj Ganiu (również postrzegany jako przykładowy homo balcanicus), pod koniec życia
stworzył cykl felietonów pod tytułem Różni
ludzie – różne ideały (1897). Z tych utworów weszła w życie niezwykle
popularna metafora celnicy Sołuńskiej
jako sposób na błyskawiczne wzbogacenie się podczas pełnienia funkcji wyższego
urzędnika państwowego. Inna znana postać z tego cyklu to Pomocnik administratora, którego celem życiowym jest wypchanie i
zajęcie pozycji swego naczelnika, głównego administratora jakiegoś stołecznego,
nieskonkretyzowanego urzędu. Bardzo charakterystyczne jest to, że tacy
bohaterzy literaccy przemawiają do kolegów, deklarują swoje dążenia i obraz
świata przeważnie podczas spotkań towarzyskich lub w karczmach – i nigdy w
granicach miejsca pracy.
Inny świetny przykład daje nam opowiadanie Iwana
Wazowa, pisarza narodowego, Dziadek Joco
patrzy (1901). Ślepy staruszek doczekał wyzwolenia Bułgarii i jakoby patrzy, gdy widzący nie widzą przemian w młodym państwie. Kiedy do wioski przybywa
nienazwany powiatowy naczelnik, Joco prosi o spotkanie z nim, dotyka jego
naramienniki i nawet je całuje, bo pod koniec życia przeżył cud: pojawienie się
bułgarskiego paszy. Jest to idealny
przykład przenoszenia koncepcji osmańskiej rzeczywistości publicznej w realia
narodowe; jakby zmienia się tylko etniczny charakter władzy, bez żadnych zmian
ustrojowych.
Kolejną przysłowiową postacią do Duszko
Dobroduszkow (nomen-omen) z opowiadania Elina Pelina Pieczona dynia (1904). Ten archiwista w administracji powiatowej
odmówił, kiedy szef poczęstował go dynią. Duszko nie przyjął zaproszenia szefa
i nie zjadł kęsa dyni, bo taki przysmak kojarzył mu się wiejskością, chamstwem,
brakiem kultury. Dla bułgarskich czytelników Duszko pozostaje przykładem
narodowej odmiany typu małego człowieka,
który całkiem nieprzypadkowo jest pracownikiem prowincjonalnej administracji.
Do jakich wniosków prowadzi nas bułgarska klasyka
literacka? Przestrzeń urzędów administracji nie rozwinęła potencjału
artystycznego, nie stała się tworzywem do fabuł. Może to jest swoista zemsta
Bułgarów – nieświadoma, instynktowna negacja tej od dawien dawna podejrzanej
strefy spotkań interesów państwa i obywateli, nowożytności z tradycyjnym
prawem, europejskości z orientalnością. Natomiast barwnymi, zarazem
emblematycznymi postaciami literackimi mogą się stać różnych rodzajów
przedstawiciele administracji. Najważniejszym w tym zakresie wydaje się to, że
rola zawodowa służy do podkreślania osobowości – szlachetności lub chamstwa –
bohaterów, a nie odwrotnie.
- Jak w Bułgarii postrzegana jest jakość administracji Unii Europejskiej?
W moim doświadczeniu Bułgarzy – i Bałkańcy w ogóle – dalej chronią sporej
nieufności wobec takich europejskich wynalazków, jak nowożytna administracja.
Jestem skłonny do usprawiedliwienia takiego historycznego podejścia, o ile mamy
nie zapominać, że narody na Półwyspie przeżyły cesarstwa Osmanów i Austriaków,
wpływy Rosji i wielkich mocarstw, a ponadto komunizm i potężne fale
nacjonalizmu po drugiej wojnie światowej. Dla potomka takich przodków Unia
Europejska to prawdziwie wspaniała, ale nadal obca formacja, która jest
wzorowym modelem całościowej organizacji zbiorowego życia, lecz model ten
jeszcze się nie sprawdził na rodzimych terenach.
Bałkaniec, wydaje mi się, słusznie postrzega z ironią i niedowierzeniem
wszelkie próby mechanicznego kopiowania sprawdzonych modeli funkcjonowania
państwa i administracji w lokalnych warunkach. Człowiek, który wierzy w
skuteczność szybkiego wprowadzania europejskich modeli do Półwyspu, może być
pojmowany jako typ naiwnego, niedoświadczonego marzyciela, który gruntownie zmieni
swoje poglądy po pierwszym starciu się z miejscowymi realiami.
Pytaniem, które nadal czeka na wiarygodną odpowiedź, dotyczy gorzkiego
dylematu: dlaczego tak się dzieje, że
sprawdzone w Europie praktyki wpadają w pułapkę krzywego zwierciadła na
Bałkanach? Czy to Półwysep jest taką przestrzenią pokrzywdzenia dobrych modeli
cywilizacji europejskiej, lub same praktyki europejskie w rzeczywistości są
słabe i wbrew pozorom – nie uniwersalne? Pięknym przykładem tego dylematu może
być porównanie administrowania, powiedzmy, festiwalu kultury organizowanego w
Polsce i w Bułgarii. Mamy podobne procedury konkursowe, porównywalne
dofinansowanie, standardowe struktury organizacyjne... To dlaczego w takim
razie jakość eventu, efekt społeczny i typy beneficjentów projektów odczuwalnie
się różnią w obu państwach? Przecież Unia wydała pieniądze, zaufała
organizatorom wydarzenia, a w końcu całemu procesowi. Bałkańcy tylko potwierdzają
swoje przekonania, że projekty europejskie nie są dostępne każdemu, bowiem
dostarczają one środki organizacjom związanym z konkretnymi osobami fizycznymi
o spornym prestiżu społecznym.
Niezaprzeczalnym faktem pozostaje członkostwo kilka krajów bałkańskich w
Unii przy równoczesnym istnieniu takich praktyk w tych państwach, jak mafia
majątkowa, korupcja na wszystkich szczeblach urzędów publicznych,
niedostateczny postęp w digitalizacji usług administracyjnych. Figura
uosabiająca taki stan rzeczy to nadal celnik bałkański, który nie jest wymysłem
wyobraźni Emira Kusturicy. W ostatnich latach budzi zdumienie ogrom przeszkód
przed wprowadzeniem możliwości elektronicznego głosowania na wyborach
parlamentarnych. W międzyczasie skandale związane ze służbami celnymi na
różnych przejściach granicznych nie schodzą z pierwszych stron prasy.
W kontekstach jak wyżej wymienionych jest wyjątkowo trudno wzbudzać
zaufanie do administracji unijnej. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że na Bałkanach
Unia oferuje wspaniałe programy oraz dofinansowanie różnorodnych projektów,
promuje dobre praktyki i know-how, ale brakuje efektownej kontroli w sprawie przejrzystego korzystania ze środków i
osiągniętych celów projektowych; do dzisiaj wydaje ona rekomendacje związane z praworządnością, oczekując na rzetelne
rozliczenie ze strony partnerów z Półwyspu. Ale czy to jest wystarczające?
Przeciętny Bałkaniec od razu rozpozna schemat fundusze unijne – kontrola bałkańska jako zaproszenie do
bezpośrednich czynności korupcyjnych.
- Czy alfabet bułgarski ma wpływ na wizerunek Bułgarii?
Bułgarski alfabet to jeden z
nielicznych instrumentów skutecznego, efektownego podkreślenia wyjątkowego
dziedzictwa kulturowego tego państwa europejskiego południa. Naród bułgarski
jest szczególnie dumny ze swojego języka i piśmiennictwa – do takiego stopnia,
że język i sam alfabet stanowią filary tożsamości narodowej. Można by
stwierdzić, że kultura narodowa jest języko-
i alfabetocentryczna. Ale zjawisko
takie nie dotyczy wyłącznie Bułgarów i ma potencjał prowokować negatywne
procesy, które łatwo wykorzystać do celów populistycznych. Właśnie na tej
podstawie, niestety, obecnie rozgrywają się polityczne spory o dopuszczenie
kandydatury Republiki Macedonii Północnej do Unii Europejskiej.
Przedstawicielom europejskiego Zachodu lub Ameryki jest niemożliwe zrozumienie,
czego w rzeczywistości nie mogą podzielić między sobą „ci tam Bałkańcy”. Do
dzisiaj Półwysep pozostaje taką formacją społeczno-kulturową, gdzie narody i
państwa walczą nie o ropę lub o przewagę w widzialności ich produktów w internecie,
bo zajęte są one z ustaleniem jakiej narodowości był pewny średniowieczny
władca lub, czy język Słowian w X wieku ma być zwany starosłowiańskim czy
starobułgarskim.
Z całą pewnością cyrylica daje szansę Bułgarom
przypomnieć ciekawym Europejczykom, że pochodzi ona z Bałkanów (z terenów
północno-wschodniej średniowiecznej Bułgarii), a także, że tak zwana cyrylica
to dopiero drugi alfabet słowiański (bo oryginalna grafika cyrylo-metodiańska
zwana jest głagolicą i mocno się różni od systemu cyrylickiego).
Ale mamy zdawać sobie sprawę, że zanim alfabet
bułgarski podniesie imidż kraju w kontekście popularno-kulturowym
(reklamowo-turystycznym), już przyczynił się on do symbolicznego okrajania
tożsamości narodowej. Stało się tak, ponieważ od 1992 roku, zgodnie z praktyką na
kontynencie, tablice rejestracyjne samochodów pozbawiono tych liter
cyrylickich, które nie mają odpowiedników w alfabecie łacińskim. Kompromis
wprowadzono tylko dla litery У, która jest podobna, lecz nietożsama z Y. Czyli na poziomie symbolicznym
jeszcze w ostatniej dekadzie XX wieku ukształtował się model do przyszłej
integracji z Unią: wszystko, co jest formalnie zgodne z unijnymi realiami,
zostanie przyjęte; natomiast automatycznie ma zniknąć to, co nie spotyka się w
„niecyrylickich” państwach, jak np. litery Б, И, П, Ш, Щ. W moim ujęciu ten pozornie drobiazgowy fakt zasygnalizował bardzo szerokie
tendencje, które później zaczęły się przejawiać na wszystkich szczeblach
eurointegracji.
W świetle powyższego kazusu można stwierdzić, że
duma obywateli kraju, iż dzięki Bułgarii cyrylica stała się kolejnym oficjalnym
alfabetem w Unii Europejskiej, nie jest w wystarczającym stopniu uwzględniona
odpowiednimi reklamowymi kampaniami, które miałyby podkreślić wizerunek państwa
jako egzotyczną destynację turystyczną.
O ile cyrylica – bułgarski alfabet wprowadza do sfery sacrum bułgarskości,
przywiązanie do niej rodzi sporo trudności w wymiarze praktycznym. Dzisiejszy
przeciętny Bułgar nie ma problemów z szukaniem haseł internetowych po
angielsku, chętnie ogląda filmy i teledyski w różnych językach, ale trudno mu
wyjść spoza ramy rodzimej ortografii nawet gdy sytuacja naturalnie tego wymaga.
Od pokoleń edukacja narodowa, na przykład, trzyma się o cudzysłów, także ul.
Adama Mickiewicza w Bułgarii tradycyjnie jest zapisywana jako улица „Адам Мицкевич“, a Uniwersytet (im.) Angela Kanczewa – jako Университет
„Ангел Кънчев“. Ale czy cudzysłów ma miejsce w tłumaczeniu nazw rodzimych instytucji na
język angielski? Wydaje się, że wbrew logice i angielskiej ortografii, praktyka
lokalna trzyma się cudzysłowu. Dla przykładu, witryna internetowa Teatru
Narodowego nazywa instytucję „Ivan Vazov” National Theatre i tak dzieje się w
ogromnych ilościach przypadków. Zajmując się tematyką nazw własnych bułgarskich
instytucji, dochodzimy do szokującego wniosku, że większość z nich nie posiada oficjalnych wersji ich nazw
w języku angielskim! A to prowadzi do szeregu trudności, chociażby kiedy
naukowiec z miejscowego uniwersytetu wpisuje swoją afiliację w międzynarodowych
bazach danych.
Jednym słowem: jestem głęboko przekonany, że
cyrylicę czeka ciekawy, dynamiczny rozwój w następnych dziesięcioleciach.
Bułgarzy jednak mają przywyknąć do oficjalizacji nazw swoich instytucji w
wersji angielskojęzycznej, a nie tylko rodzimej. Zresztą, kazus jest podobny w
Polsce w sytuacjach dotyczących nazw zawierających znaki diakrytyczne. Czy
lepiej pisać po angielsku Skłodowska, czy Sklodowska w przypadku nazwy lubelskiego
uniwersytetu, lub Czesław Miłosz / Czeslaw Milosz, Łódź czy Lodz? Praktyka jest
silniejsza niż jakiekolwiek odgórne reguły, pomimo faktu, że bez reguł jest
trudno żyć. Zastanawiam się, czy Polacy będą się sprzeciwiać postanowieniom
pozbawienia się diakrytyk w wypisach swoich nazwisk w oficjalnej dokumentacji
po angielsku? W przypadku Bułgarów, nawet jeśli chodzi tylko o cudzysłów, taki
sprzeciw będzie widoczny w przestrzeni publicznej i chętnie wykorzystany przez część
formacji politycznych.
- Jak poznawać literaturę innych krajów?
Takie fundamentalne pytanie nadal pozostaje bez
kategorycznej odpowiedzi. Przynajmniej od końca XIX wieku europejska
humanistyka liczy na mezalians nauki
języka i literatury, co w naszych czasach kwestionuje zasadność zawodowego
określenia się jako filologa lub przeważnie lingwistę / literaturoznawcę. Topos
filologii jest tak głęboko wdrożony w slangu akademickim, że nawet drobne
wyjście poza ramy filologii wkracza w strefę kulturoznawstwa, postrzeganego
jako kolejną, odrębną dyscyplinę naukową. Czy więc takie postrzeżenie filologii
jest zasadne we współczesnym świecie?
Na pewno jeśli ktoś liczy na głębsze poznanie obcej
literatury w przekładzie na rodzimy język, powinien być szerszy dostęp do
materiałów dotyczących kontekstu kulturowego i historycznego danego narodu, jak
również kadra doświadczonych tłumaczy. W przypadku literatury bułgarskiej w
Polsce uważam, że dzisiaj odczuwa się coraz wyraźniej brak wystarczającej
ilości mediatorów pomiędzy dwiema kulturami. Tłumacz literatury pięknej i w
ogóle – artefaktów wysokiej kultury, to człowiek o szerokich kompetencjach i
subtelności, świadom różnych warstw funkcjonowania języka, co nie jest
niezbędne dla roli tłumacza rządowego lub biznesowego. Bułgarzy natomiast mają
szczęście, że w Polsce istnieją takie osoby, jak Wojciech Gałązka i Hanna
Karpińska, którzy od wielu lat nie oszczędzają ani wysiłków, ani pasji w celu
rozpowszechniania literatury bułgarskiej w Polsce. Tu nie można nie wspomnieć o
projekcie Mała Biblioteka Literatury
Bułgarskiej W. Gałązki, w którym tłumacz jest zarazem organizatorem i
mecenasem wydania ważnych, aczkolwiek niekomercyjnych pozycji klasyki
narodowej. Bez elementu bezinteresowności pośrednika kulturowego, poznawanie
obcej literatury wydaje mi się rzeczą niemożliwą.
A bywa i tak, że w rodzimej literaturze pojawiają
się oryginalne i wysokiej jakości spojrzenia na inne kraje. W kontekście
polsko-bułgarskim w ostatnich latach wyjątkowe miejsce zajmują eseje Sylwii
Siedleckiej Złote piachy (2019),
traktujące trudne i wielowarstwowe zjawiska kształtujące bułgarskość w epoce
komunizmu i transformacji ustrojowej. Książka ta jest między innym pięknym
świadectwem, że Polska posiada autentyczne, mocne głosy w omawianiu specyfiki
egzotycznego bałkańskiego kraju. Stanowi ona bardzo dobre wprowadzenie do
kontekstu bułgarskiego, jeżeli ktoś by się pokusił zgłębić swoją wiedzę o
historii, kulturze, literaturze i społeczeństwie bułgarskim.
Rozważając sposoby poznawania innych tradycji
narodowych, globalne procesy stawiają inne formy i środki przekazów do
szybszego i skutecznego kreowania własnego obrazu obcego kraju. Filmy
popularnonaukowe, teledyski, różnorodne materiały w internecie sprawiają, że
dzisiaj literatura piękna niezawodnie traci pozycję wiarygodnego klucza
otwierającego nieznane dotąd przestrzenie. Możemy ubolewać nad takim faktem,
zwłaszcza mając na uwadze prestiż tak zwanej wysokiej kultury. Możemy też wybrać pragmatyczny sposób reagowania
i paralelnie z rozpowszechnianiem arcydzieł narodowych kultur przemówić
językiem współczesnych mediów. Czy jesteśmy gotowi na takie wyzwania, stojące
przed promocją rodzimych tradycji w świecie słowiańskim i niesłowiańskim?
[1] Sprawa wygląda nieco inaczej na terytoriach, które znajdowały się pod
panowaniem Cesarstwa Austriackiego. Porządek, aczkolwiek niezrozumiały, mimo
wszystko przekonywał mieszkańców do swojej ostatecznej skuteczności i korzyści.
W tej kwestii gorąco polecam powieść Iwa Andricia Konsulowie ich cesarskich mości, dającą piękne psychologiczne i
obyczajowe tłumaczenia szeregu takich zjawisk.